Wszystkie smaki Rwandy
W Afryce wszystko pachnie i smakuje inaczej, nawet ziemia ma inny kolor. Zwabieni opisami ziaren o słodkim smaku i minimalnej kwasowości, w których można odnaleźć nuty owoców oraz smak kakao, wyruszyliśmy do Rwandy, by poznać tajemnice tamtejszych ziaren. Zwłaszcza taka kawa…
Za wzgórzami bananowca, za wzgórzami kawowca…
Wyobraźcie sobie kraj nieco mniejszy od województwa mazowieckiego z niekończącymi się wzgórzami wznoszącymi się na wysokość od 1000 do niemal 6000 m n.p.m.
i usłanymi krzewami bananowców, herbaty i kawowca. A w tle błękitne niebo i obłędnie soczysta zieleń. W czasie zbiorów kawy jest naprawdę pięknie…
Od 15 lat jestem zafascynowany kawą, a od jakiegoś czasu również Rwandą. Pierwszy raz pojechałem do tego kraju 7 lat temu. Już wtedy wypalałem rwandyjskie ziarna w jednej z najlepszych firm w Wielkiej Brytanii. Pomyślałem, że to doskonała okazja, aby wreszcie zobaczyć cały proces przetwórstwa u źródła, bo wcześniej nigdy nie byłem na plantacji. Teraz po raz drugi znalazłem się w Rwandzie. I wiem, że to nie jest mój ostatni raz!
O, muzungu!
W ciągu 7 lat wiele się zmieniło w Rwandzie oczywiście na lepsze. Nie tylko kawa zyskała na jakości. Poprawił się stan dróg i infrastruktura, dużo się buduje, zwłaszcza widać
to w Kigali, stolicy kraju. Tam, gdzie kiedyś stały baraki i pasły się kozy, wznoszą się wieżowce. Oczywiście jest jeszcze dużo do zrobienia, ale powoli wszystko posuwa się
do przodu. To trudne, zważywszy na wydarzenia z 1994 roku, kiedy doszło do masowych mordów Tutsi przez Hutu.
Dziś już nie ma znaczenia, z jakiego pochodzisz plemienia, a przynajmniej to oficjalna wersja. Teraz jest bezpiecznie, ludzie są przyjaźni i gościnni, ale czasem za bardzo ciekawscy… Trzeba przyznać, że to trochę dziwne uczucie, gdy czujesz się jak gwiazda, którą cały czas ktoś obserwuje. Dla nich muzungu, czyli biały człowiek, to synonim bogactwa i innego, lepszego świata. Szczególnie dla dzieci jest wielką atrakcją, ale to taka pozytywna ciekawość, mnie nie przeszkadzała za bardzo.
Na plus zaskoczył mnie poziom edukacji młodzieży, zwłaszcza w większych ośrodkach dzieci dobrze mówią po angielsku. Przekonaliśmy się o tym, odwiedzając szkołę polskich misjonarzy Pallotynów w Kigali, którzy działają tam już od 30 lat.
KAWA SPECIALITY made in Rwanda
Wysoko położone plantacje, wilgotne powietrze i żyzne wulkaniczne gleby to wymarzone warunki do uprawy kawy. Nic dziwnego, że ten niewielki kraj, liczący 12 mln mieszkańców produkuje naprawdę dużo kawy. I to bardzo dobrej kawy!
Zastanawiała mnie zawsze różnorodność tamtejszych upraw pod względem sensorycznym, bo choć kraj jest wielkości województwa mazowieckiego, charakteryzuje się zróżnicowanym klimatem. Te kawy są bardzo przyjemne, mają słodkie body z posmakiem limonki, takie połączenie słodyczy z lekko kwaskowym smakiem. Doskonałe do ekspresów przelewowych, ale i espresso. Trudno tam jest dostać byle jaką kawę, i to mnie urzekło.
Rwanda bardzo postawiła na jakość. Ale nie zawsze tak było. Z pomocą przyszyły zagraniczne fundacje, poprawiły się działania władz. I rolnikom zaczęło zależeć na tym, aby ich kawa odpowiadała najbardziej wybrednym podniebieniom smakoszy czarnego napoju na całym świecie, stała się pożądanym i poszukiwanym towarem eksportowym. Zmieniło się postrzeganie kawy przez samych Rwandyjczyków. Oni wiedzą, co mają.
Na przykład na plantacji w Sholi, skąd m.in. pochodzi kawa Rwanda w Gorilla Coffee, byłem pod wrażeniem nie tylko stacji myjącej ziarna, ale i zaradności tamtejszej ludności. Plantacje rozciągają się wysoko w górach, często ponad 2000 m n.p.m. Drogi w okresie zbiorów są trudno przejezdne – bez samochodu z napędem na cztery koła nie dasz rady, a o regularnej komunikacji nie ma mowy. Autobus przyjedzie, kiedy przyjedzie. Pozostaje skuter albo przemieszczenie się na piechotę. W chodzeniu na czas nie mamy z nimi szans.
Relacja z wyprawy do Rwandy
Mimo utrudnień prace przy zbiorach odbywają się w najlepszym porządku. Dzięki naszemu przewodnikowi, którym był Zacharie Nakrutiman (wkrótce przyjedzie do Polski z rewizytą), nam też udało się dotrzeć na plantację. Zobaczyć, dotknąć, poczuć… Kawa rośnie na drzewach przypominających wiśnie, dojrzałe owoce mają kolor czerwony. Kiedy przychodzi pora zbiorów, czyli w marcu i kwietniu, widać barwne sylwetki między krzewami, bo wszystko odbywa się ręcznie. Okoliczni plantatorzy odstawiają kawę do punktu obróbki, czyli tzw. washing station. Umyte z miąższu ziarna moczą się w wodzie od 18 do 24 godzin, po czym suszy się je na słońcu około 20 dni. Następnie czeka je leżakowanie – to trwa zwykle miesiąc, a potem kawa jest pakowana i rusza w świat.
Ziarna dla prawdziwych znawców
Jeśli ktoś myśli, że o kawie wie wszystko, to się myli. Po tych wszystkich latach wciąż dowiaduję się nowych rzeczy o czarnych ziarnach. Może kiedyś sam będę ja zbierał i wypalał. Na razie wiem, że jeszcze wiele przede mną. To tak jak z Rwandą, której gospodarka w dużej mierze opiera się na kawie, wciąż się rozwija i nie wie, jak daleko ją to zaprowadzi. Na razie organizuje konkursy Cup of Exellence i wciąż pracuje nad jakością.
Dla mniej wtajemniczonych przypomnę, że kawa Rwanda to arabika odmiany Bourbon. Początki jej uprawy sięgają 1904 roku, kiedy niemieccy misjonarze przywieźli ze sobą sadzonki kawy. Obecnie jedne z najcenniejszych odmian pochodzą z regionów Muhazi oraz Kivu. Oba rozciągają się nad przepięknymi jeziorami. To dzięki tym źródlanym wodom drzewka kawy mają owoce o delikatnym smaku z nutą słodko-gorzkiej czekolady, z tym że w kawie Rwanda Muhazi wyczuwalny jest korzenny zapach herbaty, a w kawie Rwanda Kivu – zapach jaśminu. Obie Gorilla Coffee sprowadza wspólnie z Fundacją Salvatti. Rwanda ma też dobrą herbatę.
Wizytówką Rwandy są również goryle górskie, ale tych nie zdołałem zobaczyć. 1500 dolarów kosztuje wstęp do parku Volcanoes, co nawet dla muzungu, stanowi spory wydatek. Na razie skupiam się na kawie.
Rwanda – kraj wielu nieodkrytych smaków
Nie miałem pojęcia, że ten kraj odmieni moje życie. Zdałem sobie sprawę, że jestem otoczony masą niepotrzebnych rzeczy, że wszyscy często nie doceniamy tego, co mamy. Cieszę się, że mój 14-letni syn mógł odbyć tę podróż razem ze mną. Myślę, że na wiele rzeczy spojrzy teraz inaczej. Mimo dużej biedy w Rwandzie spotkałem uśmiechniętych ludzi, dla których to właśnie kawa jest być może szansą na odmianę swojego życia. I od razu mi lepiej, gdy popijam filiżankę tego aromatycznego napoju. Jednak jestem szczęściarzem… A kawa zdecydowanie dodaje smaku mojemu życiu!
Wyprawę do Rwandy relacjonował Tomasz Kaszuba.